Miała być rozmowa o TechTalku. Jednak kiedy rozmówca okazuje się być bardzo interesującą osobą, może ona przerodzić się w pogawędkę o byciu liderem, a nawet w oglądanie skrupulatnie przygotowanej prezentacji na temat podróży życia.
Skandynawska kultura i bycie managerem
Michalina: Czym się zajmujesz w Demant?
Jakub: Jestem w Demant od ponad 3 lat, zajmuję się w różnej skali działalności, aplikacjami mobilnymi dla użytkowników naszych aparatów słuchowych. Jestem dyrektorem i zarządzam zespołami, które tworzą aplikacje mobilne dla użytkowników. Zaczęło się od dwóch zespołów robiących jedną małą appkę, potem przyszedł pomysł na przebudowę trzech naszych aplikacji i połączenia ich w jedną. Obecnie pracujemy nad dużo większym projektem, o którym będzie zapewne głośno w lutym, niestety więcej nie mogę zdradzić.
Czyli innymi słowy nadzorujesz projekty i ludzi, którzy tworzą te wszystkie niezwykłe rzeczy?
Tak, mam przyjemność dbania o to, żeby tymi niezwykłymi rzeczami zajmowała się odpowiednia ekipa. I to się udaje - to piekielnie zdolni i utalentowani specjaliści.
A czy Ty byłeś kiedyś jednym z tych specjalistów, czy od razu zacząłeś od zarządzania?
Do Demant przyszedłem od razu na stanowisko managerskie. Jestem człowiekiem od ludzi od 10 lat, to już trzecia firma w mojej karierze, druga duńska. Bardzo spodobała mi się ta duńskość w poprzedniej pracy, więc szukając nowej, zależało mi na znalezieniu również duńskiej firmy.
Co cenisz w skandynawskich firmach?
Tu praca jest zorganizowana w sensowny sposób. Możemy wyjaśniać sobie wzajemnie przyczyny danego rozwiązania. Cenię fakt, że gdy coś mnie nie do końca przekonuje, mogę o tym porozmawiać. Liderzy tu naprawdę słuchają i nie mają problemu ze stwierdzeniem, że oddolny pomysł od pracowników był świetny i w tym kierunku powinniśmy iść. Podoba mi się również szczerość i transparentność naszych managerów przy trudnych tematach.
Jak Ty się odnajdujesz w swojej roli?
Bardzo dobrze. Początkowo zarządzania ludźmi uczył mnie mój poprzedni szef, który 12 lat później został moim świadkiem na ślubie. Wtedy odkryłem, że to jest naprawdę ciekawe i pasuje do mojego profilu osobowościowego. Zmusiło mnie to do rozwoju osobistego, przemyślenia jakim jestem człowiekiem, jak pracuję, jakie mam interakcje z innymi, jak się zachowuję itd. Zdałem sobie sprawę, jak duże możliwości rozwoju daje ta rola, zarówno swojego, jak i rozwoju naszych pracowników. To jest bardzo satysfakcjonujące.
Czy oprócz braku doświadczenia w pozycji lidera, miałeś jakieś inne obawy w związku z przyjęciem tej pozycji?
Jasne i wiele z nich się zmaterializowało. Obecnie też potrafię mieć refleksję, że coś niekoniecznie dobrze przeprowadziłem. Na tym polega ciągły rozwój i poczucie odpowiedzialności za ludzi. Mam świadomość, że pracownicy chcą się czuć dobrze oraz osiągać swoje cele i ambicje. Moim zadaniem jest to umożliwić i stworzyć odpowiednie warunki. Nawet jeśli nie wszystko pójdzie zgodnie z oczekiwaniami, gdy okażemy ludziom zaufanie i szacunek, znajdziemy wyjście z każdej sytuacji.
Co cenisz w Demant?
Dla mnie zarówno na początku swojej ścieżki w pracy zawodowej, jak i po 11 latach pracy liderskiej, ważne jest poczucie sensu tego, co robię. Odnalazłem to w Demant. Moja mama była niewidoma przez kilka lat i byłem świadkiem tego, jak wada zmysłu potrafi naprawdę uprzykrzyć życie, choć było to coś innego. Fakt, że w tej pracy mogę przyłożyć rękę do poprawy życia innych ludzi jest niezmiernie fajne.
TechTalk o podróży do USA
Słyszałam, że byłeś ostatnio jednym z prelegentów na TechTalku, spotkaniach, na których dzielicie się wiedzą z innymi pracownikami. O czym opowiadałeś?
Tak naprawdę nie był to typowy TechTalk. Podczas organizowanego “social day” w naszej firmie prowadziłem wykład na temat... swojej podróży poślubnej. Tytuł prezentacji to:"A honeymoon trip that took 3 years to plan", czyli “Podróż poślubna, której planowanie zajęło 3 lata”.
Patrząc na tę prezentację, już wiem, że to musiała być podróż życia. Jakie momenty lub miejsca Cię zaskoczyły?
Najfajniejszą rzeczą był nasz kamper. Ogromne wrażenie zrobiła na mnie tamtejsza przyroda, skala wszystkiego, historia całych terenów i to jak bardzo ludzie o nie dbają. To było bardzo zaskakujące. Inną ciekawostką był fakt, że pomiędzy większymi miastami prawie w ogóle nie było ruchu osobowego. Większość Amerykanów po prostu lata z miasta do miasta. W prawie każdym średniej wielkości mieście jest lotnisko.
Czy spotkaliście kogoś nadzwyczaj interesującego podczas swojej podróży?
Spotkaliśmy sporo osób, które w jakiś sposób związane były z Polską. Było zaskakująco dużo ludzi, którzy albo mieli dziadków, wujków, ciocie, żony, mężów z Polski. Niektórzy chwalili się, że znają polskie słowa.
Co było najbardziej szaloną rzeczą w tej podróży?
Ślub naszych znajomych, którzy pojechali razem z nami. Planując podróż w 2019 byli parą, potem, kiedy plany nam się trochę oddaliły ze względu na pandemię, stali się narzeczonymi, a już w podróży stali się małżeństwem w Las Vegas! Ślub w kaplicy był jak najbardziej zgodny z prawem. Dokumenty musieli dostarczyć do urzędu po powrocie do Polski.
Chciałbyś wrócić do Stanów?
Wróciłbym tam zwiedzić np. parki narodowe. Chciałbym zobaczyć Florydę, bo stamtąd przegonił nas huragan.