W ramach poszerzania świadomości organizacji w zakresie oferowanych produktów i usług, Dział Customer Service zorganizował spotkanie z użytkowniczką implantu słuchowego – Hanną Lazar.
Hanna jest pochodzącą z Gryfic, niesłyszącą wizażystką, która dzięki ogromnemu wsparciu rodziny, codziennej pracy oraz ciągle rozwijającej się technologii wkroczyła do świata dźwięku i podzieliła się z nami swoją historią.
28 marca mieliśmy przyjemność gościć Hannę w siedzibie DGS, gdzie przez półtorej godziny odpowiadała na pytania uczestników.
- Mój niedosłuch został odkryty przypadkiem. Jak byłam mała, moja babcia opiekowała się mną. Pewnego razu, kiedy spałam, z jakiegoś powodu olbrzymi metalowy garnek spadł babci na podłogę i narobił straszliwego hałasu. Huk rozniósł się po całym budynku – wystraszył nawet sąsiadkę z trzeciego piętra, która przybiegła sprawdzić co się stało. Po wejściu do mojego pokoju, kobiety ze zdumieniem zauważyły, że nie przerwało to mojego snu. Zaniepokojeni rodzice pojechali ze mną do lekarza, który po przeprowadzonych badaniach stwierdził u mnie niedosłuch obustronny – nie słyszałam kompletnie nic. Reakcja rodziny była natychmiastowa. Mój ojciec sprzedał fiata na zakup najdroższych aparatów słuchowych, a mama rozpoczęła ze mną rehabilitację – wspomina Hanna.
Do siedemnastego roku życia, jej rodzice próbowali wszystkiego, by przybliżyć ją do słyszących rówieśników. Bali się wyobcowania córki ze społeczeństwa, dlatego mała Hania uczęszczała do typowej szkoły, gdzie nauczyciele z różnym skutkiem starali się jej pomóc w nauce. W wieku trzech lat dzięki codziennej rehabilitacji, Hanna nauczyła się płynnie czytać. Talerze, kubki, szafki – wszystko w zasięgu wzroku córki zostało obklejone karteczkami samoprzylepnymi z nazwami przedmiotów.
- Mama, powoli i wyraźnie wymawiała słowa, pokazując wyrazy i obrazki. Ja starałam się ją naśladować, uważnie obserwując jej ruchy twarzy i zapamiętując co one oznaczały. W taki sposób nauczyłam się czytać z ruchu warg.
Technologia w tamtym czasie była na wczesnym etapie rozwoju i najdroższe aparaty dostępne w Polsce pozwalały na usłyszenie jedynie wysokich dźwięków – o rozmowie nie było mowy.
- Aparaty słuchowe miały wtedy za zadanie pobudzić komórki słuchowe Hani, których stymulacja była zalecana przed ewentualną operacją – skomentował Przemysław Tyszer, współorganizator i trener wewnętrzny w Dziale Global Customer Service.
W wieku dwunastu lat Hanna dowiedziała się o możliwości wszczepienia implantu ślimakowego, który miał jej pozwolić na dużo większą jakość odbieranego dźwięku. Początkowa ekscytacja została przygaszona możliwymi konsekwencjami nieudanej operacji oraz ośmioletnią kolejką oczekiwania na zabieg. Dzięki pomocy fundacji, po pięciu latach tuż przed maturą Hania przeszła pomyślnie zabieg wszczepienia implantu. Oczekiwania były duże. Efekty miały jednak przyjść dopiero z czasem, dlatego rozczarowanie Hani było ogromne, kiedy zamiast wyraźnych słów podczas pierwszej wizyty u lekarza usłyszała głośne, niezrozumiałe dźwięki. Z czasem lekarze byli zadowoleni z rehabilitacji Hani, która pracowała codziennie w domu nad ćwiczeniem słuchu i regularnie odwiedzała gabinet logopedy. Pomocne były również zajęcia z pantomimy, które do dziś miło wspomina.
Obecnie Hanna jest bardzo otwartą i kontaktową osobą, która radzi sobie z codziennymi problemami. Skończyła studia, wyszła za mąż, jest szczęśliwą mamą dwójki dzieci, które chodzą do szkoły podstawowej. Dzięki namowom męża i znajomych, zdecydowała się na kolejny odważny krok – własną działalność.
- Mąż i szwagierka długo namawiał mnie na kurs wizażu. Początkowo nie chciałam ich słuchać, bo brakowało mi pewności siebie. Kiedyś jednak zorganizował imprezę, na której znajomi komplementowali moją fryzurę i namawiali, żebym pomyślała o kursie. Wszystkie wątpliwości ostatecznie ukrócił mój mąż, oznajmiając że opłacił dla mnie szkolenie i nie mam już wyboru. Po pierwszym kursie poszłam na kolejny, skończyłam studia kosmetologiczne i kontynuowałam dalsze poszerzanie umiejętności – tłumaczy Hanna.
To już piąty rok Hani w branży beauty, z czego od dwóch lat prowadzi swój własny salon wizażu i kosmetologii estetycznej w Tanowie.
- W tej pracy mogę być sam na sam z klientem i nic mnie nie rozprasza. Skupiam wtedy całą uwagę na nim, dzięki czemu nie mam problemów z rozmową i nie boli mnie przy tym głowa. Pracuję praktycznie w domu, więc mogę dopasowywać swój grafik do obowiązków rodzinnych – dodaje.
Zapytana o to, jak spędza czas poza swoim studiem odpowiedziała, że uwielbia adrenalinę, morsowanie, chodzenie po lasach z dziećmi oraz podróżowanie.
- Pamiętam, że byłam zachwycona, kiedy po raz pierwszy podczas spaceru z rodzicami usłyszałam śpiew ptaków. Z drugiej strony nie znoszę dźwięku syren pogotowia, ból jest na tyle nieznośny, że wyłączam implant. Po ciężkim dniu pracy pełnym dźwięków lubię wyłączyć aparat i napawać się ciszą, która czasem nie jest taka zła.