Tata trzech córek o kwiatowych imionach: Jaśmina, Liliana i Dalia. W wolnym czasie lubi majsterkować i tworzyć przedmioty z drewna. Dominik – project manager w SPS opowiada o tym, co jadł w czasie podróży służbowych, o aparacie słuchowym dla członka rodziny królewskiej oraz o swojej ścieżce kariery.
Partnerskie podejście
Jak wspominasz swoje początki w DGS?
W DGS pracuję od 2010 roku. Zaczynałem jako operator. Firma wyglądała wtedy inaczej. Mieliśmy dużo mniej pracowników i budynków. Szybko poczułem dynamikę wzrostu – zwłaszcza, gdy przeszedłem do działu Produkcji Aparatów Wewnątrzusznych (ITE). W ciągu pół roku zauważyłem, że z kilkunastoosobowego zespołu staliśmy się stuosobową produkcją. Tworzyły się nowe stanowiska. Szybko można było zdobyć doświadczenie. Po półtora roku od przyjścia do firmy zostałem team liderem.
Czy szybki awans był dla Ciebie wyzwaniem?
Jako team lider zarządzałem ok. 20 osobami. Wyzwaniem było połączenie własnych operacyjnych zadań z motywowaniem pracowników. To był intensywny czas. Z jednej strony nowi klienci i nowe wymagania, a z drugiej mój zespół składający się w większości z osób, z którymi wcześniej pracowałem na równorzędnym stanowisku. Ważne było dla mnie podejście partnerskie i współpraca. Udało mi się zbudować zaufanie, które procentowało.
Turcja, Istanbuł, most nad cieśniną Bosfor
Koreańskie i meksykańskie przysmaki
Jak wspominasz swoją pracę na stanowisku trenera?
Jako trener pracowałem najpierw na ITE, gdzie szkoliłem nowych pracowników, a następnie po przejściu do SPS (Service and Production Support), uczyłem innych trenerów. Ta zmiana dała mi okazję do wielu podróży służbowych.
Jakie miejsca miałeś okazję zobaczyć?
Jednym z krajów, które odwiedziłem był Meksyk i tamtejsza produkcja. Była to ciekawa wizyta pod wieloma względami. Pierwszą różnicą kulturową był język – nie wszyscy mówią po angielsku. Nauczyłem się więc kilku podstawowych specjalistycznych nazw i czasami korzystałem z translatora w czasie szkoleń, które przeprowadzałem. Inną ciekawostką jest fakt, że w Meksyku nie trzeba zgłaszać urlopu na żądanie. Można zupełnie legalnie po prostu nie przyjść do przyjść do pracy. Widać tutaj większy luz, ale też otwartość i gościnność. Atmosfera na miejscu była świetna. Nasi współpracownicy z Meksyku robili dla nas posiłki, na które czasem musieliśmy uważać, bo stopień ostrości jest inny niż w Polsce. Można trafić nawet na nietypowe słodycze np. na cukierki z ostrymi papryczkami.
Flaga Meksyku
Czy zwiedziłeś też inne kontynenty?
Byłem też w Azji, gdzie odwiedziłem Koreę Południową oraz Chiny. W czasie krótkiej wizyty w Szanghaju miałem okazję zobaczyć, jak duże jest to miasto. W Seulu spędziłem więcej czasu, dzięki czemu mogłem trochę pozwiedzać. Dostrzegłem wiele różnic kulturowych – inny jest język, specyfika pracy – Koreańczycy pracują bez przerwy do momentu zamknięcia wszystkich zleceń. Inne jest też oczywiście jedzenie – przysmakiem w Korei są…psy. My jednak w restauracjach wybieraliśmy inne dania. Chińskie jedzenie w Chinach i w Polsce też smakuje inaczej. Warzywa są świeże, co daje większą intensywność smaku.
Korea, Seul
Międzynarodowy zespół
Jak zostałeś kierownikiem projektu?
Już jako trener prowadziłem części projektu. Następnie rozwijałem się jako inżynier projektu i byłem odpowiedzialny za mniejsze projekty oraz wspierałem wypuszczanie nowych produktów. Następnie zostałem managerem.
Jak wyglądają obecnie twoje zadania?
Pierwszym rodzajem moich zadań są działania typowo operacyjne, czyli wsparcie produkcji. Na przykład ktoś może do nas zgłosić potrzebę zmiany jakiś dokumentów. Innym typem są zadania związane z wypuszczeniem na rynek nowych produktów. Jestem odpowiedzialny za PPA – Pre Production Assembly. To krok poprzedzający przetransferowanie nowego procesu na produkcję. Mówiąc najprościej – testuję jakieś rozwiązanie zanim faktycznie będzie ono wdrożone, symuluję produkcję nowego aparatu i sprawdzam, czy wszystko dobrze działa. Ostatnią częścią są projekty związane z wdrożeniem nowych technologii i procesów. Na przykład obecnie, planujemy wprowadzenie nowego oprogramowania do modelowania.
Czym zajmuje się SPS?
Jesteśmy zróżnicowanym działem. Mamy zespół wsparcia, który pomaga przy wdrażaniu nowych produktów, procesów i sprzętu a także tworzy dokumentację produktową i procesową. Kolejnym teamem są projekty, którymi się zajmuję. W SPS są także trenerzy, którzy szkolą innych trenerów we wszystkich naszych jednostkach produkcyjnych i serwisowych na świecie, analitycy, konsultanci, inżynierowie. Jesteśmy częścią globalnego zespołu. Raz w roku spotykamy się wszyscy podczas tygodnia SPS-owego. Omawiamy wtedy strategię, bierzemy udział w warsztatach tematycznych, teambuildingowych. W zeszłym roku byliśmy w Lipsku, zwiedzaliśmy fabrykę Porsche. Dzięki takim spotkaniom możemy lepiej poznać swoje kompetencje. Im więcej wiemy o sobie, tym łatwiej nam się pracuje.
W DGS wszystko jest możliwe
Czy w DGS można się rozwijać?
Moja ścieżka dobrze to pokazuje. Każdy awans jest dla mnie miłym wspomnieniem. Nie zawsze był on prosty. Czułem, że musiałem na to zapracować. Zdarzało mi się niejednokrotnie, że brałem udział w wewnętrznej rekrutacji bez powodzenia. Nie poddawałem się jednak i próbowałem dalej. DGS daje realną szansę na rozwój. Na pewno trzeba o to zawalczyć, postarać się i pokazać, co się umie, ale przy tak szybkim wzroście firmy wszystko jest możliwe. Znam osoby, które sam szkoliłem, a dziś to one są trenerami. Znam pracowników Produkcji, którzy przeszli na stanowiska inżynieryjne i inżynierów, którzy zostali managerami. Ścieżka kariery jest otwarta.
Dlaczego warto dołączyć do DGS?
Cenię sobie komfort pracy i zespół, w którym pracuję. Możemy liczyć na siebie, czasem spotykamy się po pracy. W SPS można się naprawdę dużo nauczyć. W firmie doceniam sobie również możliwość okazjonalnej pracy z domu oraz elastyczne godziny pracy.
Czy na co dzień czujesz, że pracujesz w branży medycznej?
Przy okazji podróży służbowych miałem okazji odwiedzać mniejsze firmy, w których znajduje się produkcja, ale jest też możliwy kontakt z użytkownikiem aparatów słuchowych. Byłem na przykład w Jordanii, gdzie brałem udział w tworzeniu aparatu dla osoby z rodziny królewskiej. Podczas tej podróży mieliśmy też bezpośredni kontakt z faktycznymi użytkownikami. Chciałbym, żeby każdy w naszej firmie miał możliwość poznania człowieka, dla którego tworzy aparat słuchowy. Dla mnie było to cenne doświadczenie, które pozwoliło poczuć, prawdziwy sens tej pracy.