Zaczynał od trzyosobowego zespołu – dziś zarządza 70 pracownikami. O rozwoju, koszykówce, ukraińskich korzeniach i wojnie w Ukrainie opowiada Aleksander, starszy dyrektor Działu Wdrażania Nowych Produktów.
Zaufanie pomogło mi uwierzyć w siebie
Magdalena: Jak wyglądał Twój start w naszej firmie?
Aleksander: Do Demant zostałem zatrudniony na stanowisko managera w listopadzie 2015 roku z misją zbudowania zespołu dokumentacyjnego w ramach pilotażowego projektu, którego celem była weryfikacja możliwości przeniesienia niektórych funkcji z Danii do Polski. Niecały rok później podjęto decyzję, że to w naszym kraju tworzony będzie NPI (New Product Introduction), czyli Dział Wdrażania Nowych Produktów oraz dalej rozwijany mój zespół, który – mimo że znajdował się w strukturach Działu Technicznego – w dużej mierze realizował zadania dla NPI.
Od razu zostałeś zatrudniony na stanowisku managera. Czy wcześniej zarządzałeś ludźmi?
Moje wcześniejsze zadania i obowiązki nie obejmowały typowego zarządzania ludźmi. W poprzedniej firmie byłem kierownikiem projektów. To doświadczenie akurat bardzo mi się przydało, bo tworzenie zespołu praktycznie od podstaw w Demant wiązało się z wieloma analizami, planowaniem i ciągłą weryfikacją wyników. Wszyscy byliśmy nowi i musieliśmy nauczyć się pracować ze sobą. Z czasem zaczęliśmy się powiększać, ale to też następowało stopniowo, dzięki czemu mogłem sukcesywnie rozwijać swoje kompetencje liderskie. Dodatkowo bardzo cenne było samo wsparcie naszej firmy – pomoc ze strony innych kierowników, działów HR czy IT. To wzmacniało mój komfort pracy. Od samego początku zostałem obdarzony dużym zaufaniem, co pomogło mi uwierzyć w siebie i utwierdzić się w przekonaniu, że chcę podążać w kierunku, który obrałem.
Od pomysłu do produkcji
Od niedawana jesteś starszym dyrektorem Działu NPI. Czym się zajmujecie?
Zadaniem Działu NPI jest przygotowanie produkcji do produktu i produktu do produkcji. NPI spaja R&D, produkcję masową i dystrybucję. Jak to wygląda? W R&D powstają koncepcje i projekty aparatów słuchowych, akcesoriów, ładowarek i innych rozwiązań, które są dokumentowane, budowane, weryfikowane i dopracowywane w ścisłej współpracy z NPI. Poza pracą nad samym produktem dbamy o to, aby obszary produkcji i dystrybucji były gotowe do jego przyjęcia, wytwarzania oraz wysyłek w założonych ilościach. Musimy więc zapewnić niezbędne procesy, sprzęt, oprogramowanie i konfiguracje, które przed ostatecznym uwolnieniem produktu są testowane i zatwierdzane. Cały ten proces może trwać nawet 5 lat, więc często bywa tak, że wypuszczając na rynek nowy aparat, prowadzimy już prace nad jego kolejną generacją. W niektórych firmach funkcje NPI są rozproszone w wielu różnych zespołach. W Demant przy skali naszej działalności i złożoności cyklu życia naszych produktów istnienie odrębnego działu jest w pełni uzasadnione.
Co skłoniło Cię do wzięcia udziału w rekrutacji na stanowisko dyrektora NPI?
Dość długo dojrzewałem do tej decyzji, ale NPI był mi zawsze bliski ze względu na wieloletnią, ścisłą współpracę z zespołem Dokumentacji Technicznej, który dołącza do projektów około rok przed uwolnieniem produktu do produkcji. Byłem więc przekonany, że moja wiedza o procesach NPI jest dość rozległa. Po zmianie stanowiska dość szybko zrozumiałem jednak, że poza tym, co było mi dobrze znane, jest bardzo wiele nowych zagadnień, z którymi trzeba zmierzyć się po raz pierwszy. Ciągle się uczę, poznaję nowe osoby, nowe procesy. To bardzo ciekawe i ekscytujące.
Jak się czujesz w nowej roli?
Jako dyrektor Działu NPI dołączyłem do zespołu, który znałem wcześniej i z którym miałem dobre relacje. Czuję, że otaczają mnie ludzie, którzy są mi przychylni i na których mogę liczyć. Z 17-osobowego zespołu, który zajmował się dokumentacją, stałem się przełożonym różnorodnego, ponad 70-osobowego działu. Jego struktura i skala oraz krytyczność moich decyzji są zupełnie inne niż przedtem. Wiem, że nie muszę i nie mogę wiedzieć wszystkiego. Staram się wyczuwać nastroje, reagować na pojawiające się wyzwania oraz zapewniać wsparcie dla wszystkich kierowników. Bardzo ważne dla mnie jest to, aby nasze decyzje były podejmowane wspólnie, na drodze dyskusji i kompromisu.
Ukraina to moja duchowa ojczyzna
Jakie jest Twoje pochodzenie i związek z Ukrainą?
Moi dziadkowie pochodzą z Bieszczadów i okolic Przemyśla czyli terenów, które do lat 40. ubiegłego wieku były zamieszkałe w przeważającej mierze przez ludność ukraińską. Po II wojnie światowej w ramach Akcji „Wisła” przymusowo przesiedlono ich na północ Polski w okolice Elbląga. Tam urodzili się moi rodzice, którzy postanowili osiedlić się w Białym Borze – miasteczku na wschodzie naszego regionu będącym prężnie działającym ośrodkiem mniejszości ukraińskiej. Od pierwszej klasy podstawówki aż do matury uczyłem się języka ukraińskiego na równi z językiem polskim, poznawałem również historię i geografię Ukrainy. W ramach zajęć pozalekcyjnych ćwiczyliśmy ludowe tańce i pieśni ukraińskie, które następnie prezentowaliśmy na rozmaitych przeglądach i festiwalach w całej Europie a nawet w filmach! Sceny tańców kozackich i ludowych w „Ogniem i Mieczem” zostały nakręcone z udziałem wielu moich kolegów i koleżanek ze szkoły.
Mówisz płynnie i bez akcentu po polsku. W jakim języku rozmawiasz w domu?
W domu rodzinnym rozmawialiśmy po ukraińsku. Obecnie z żoną i dziećmi również porozumiewamy się w tym języku. Trudno mi powiedzieć, w jakim języku myślę lub śnię – naprawdę nie wiem i to chyba zależy od tego, czego konkretnie dotyczą moje sny i myśli. Jestem Ukraińcem z Polski lub obywatelem Polski narodowości ukraińskiej. Ukraina to moja duchowa ojczyzna, a Polska jest dla mnie krajem, w którym się wychowałem i który mnie kształtował.
W jaki sposób zaangażowałeś się w działania pomocowe po wybuchu wojny?
Jestem wiceprzewodniczącym szczecińskiego oddziału Związku Ukraińców w Polsce. 24 lutego 2022 roku po nasileniu inwazji rosyjskiej zwróciłem się do dyrektora generalnego Demant Operations Poland z prośbą, żeby zorganizować akcję pomocową. Skala odzewu niesamowicie mnie zaskoczyła. Nasi pracownicy bardzo się zaangażowali – ja przekazywałem listę najpilniejszych potrzeb, a koleżanki i koledzy ze sztabu w Demant koordynowali większość działań – zbiórek różnorodnych materiałów w kilku punktach w naszych biurach w Mierzynie i Szczecinie. Nieocenione było także wsparcie finansowe, które otrzymaliśmy od naszej Fundacji William Demant. To było największe dofinansowanie, jakie kiedykolwiek dostaliśmy w historii naszego szczecińskiego oddziału. Za wszelkie działania jeszcze raz ogromnie dziękuję wszystkim zaangażowanym.
Co jest dla Ciebie wyróżnikiem naszej firmy?
Naprawdę lubię ludzi, z którymi pracuję. To dzięki nim mogę codziennie wychodzić z pracy z przekonaniem, że dzień był intensywny, ale bardzo dobry. Z wieloma osobami mam bliskie, koleżeńskie relacje. Często spotykamy się prywatnie, na przykład na meczach Pogoni, na które regularnie wybieramy się dość sporą grupą. Jedną ze świetnych inicjatyw jest nasza firmowa drużyna koszykówki, którą założyliśmy 2 lata temu. Dostaliśmy wsparcie od firmy i zaczęliśmy razem trenować, a później zgłosiliśmy się do Miejskiej Ligi Basketu. Z sezonu na sezon robimy postępy, właśnie po raz pierwszy zapewniliśmy sobie awans do play-offów, w których zamierzamy powalczyć o promocję do wyższej ligi. Gry zespołowe to świetny sposób na integrację pracowników z różnych działów, dlatego, korzystając z okazji, chciałbym zaprosić wszystkich chętnych do udziału w naszych treningach, które odbywają się w każdy piątek o godzinie 19.00 na hali sportowej ZUT. Podobnie jak w naszej pracy, każdy niezależnie od doświadczenia i poziomu umiejętności, może tam liczyć na wsparcie, przychylność i przyjazną atmosferę.